Zaczęło się od chęci pomocy. Skończyło… w sądzie. Jesienią 2024 roku radny Piotr Kołodziejski złożył interpelację w imieniu radnego Zbigniewa Zabłockiego, dotyczącą wsparcia dla ofiar powodzi w południowej Polsce. Pismo, datowane na 7 października, opatrzono podpisem „Z. Zabłocki”. Prośba była jasna: „przeanalizowanie możliwości budżetowych … przeznaczenia z budżetu powiatu środków finansowych na udzielenie pomocy w odbudowie zniszczeń w miejscowościach najbardziej dotkniętych skutkami powodzi”.

Zabłocki miał sam zlecić Kołodziejskiemu przygotowanie dokumentu. Ten, działając w porozumieniu z kolegą z klubu, podpisał interpelację jego nazwiskiem. I wtedy zaczęły się schody.
Spis treści
Z interpelacji do prokuratury
Starostwo zareagowało błyskawicznie: zawiadomienie do prokuratury, zarzut sfałszowania podpisu i żądanie konsekwencji. W sprawie wypowiadał się nawet biegły grafolog, który potwierdził – to Kołodziejski złożył podpis. Sam radny tego nie ukrywał i przyznał: tak, podpisałem. Ale nie po to, by kogokolwiek oszukać – działałem „z powodu poleceń … Zabłockiego, kierując się dobrem obywateli (powodzian – przyp. red.)”.

Prokurator nie miał wątpliwości – 13 sierpnia 2025 roku umorzył sprawę, uznając, że „stopień społecznej szkodliwości jest znikomy”.
Starostwo odwołało się do sądu. Ale i tam usłyszało wyrok nie po swojej myśli. A starosta Wiczkowski musiał przełknąć gorycz – w pewnym sensie – porażki, wysłuchując na sali rozpraw postanowienia oraz dziesięciominutowego ustnego uzasadnienia.
Sąd: nie sposób uznać
18 listopada 2025 r. Sąd Rejonowy w Ostródzie (sygn. akt II Kp 289/25) pod przewodnictwem sędziego SSR Jana Bewicza podtrzymał decyzję prokuratora o umorzeniu postępowania. W uzasadnieniu padły jednoznaczne słowa: „nie sposób uznać, że swoim zachowaniem Piotr Kołodziejski popełnił czyn o większej niż znikoma szkodliwość społeczna”.

Sędzia przypomniał, że celem działania radnego było wyłącznie przyspieszenie formalności. „Nie zmieniłoby to skutku złożenia dokumentu” – podkreślono. Sąd wskazał także, że wszystkie okoliczności zostały wyjaśnione, a dalsze prowadzenie sprawy byłoby „bezzasadne”.
Starosta kontra krytyk
Nie od dziś wiadomo, że radny Kołodziejski jest jednym z najostrzejszych krytyków starosty Andrzeja Wiczkowskiego. Na swoim facebookowym profilu regularnie punktuje jego działania: od rozbitej limuzyny służbowej i wydatków z nią związanych, po sprzedaż działki córce starosty i kontrowersyjną podwyżkę jego wynagrodzenia. – „Można odnieść wrażenie, że mamy w Ostródzie króla, a nie starostę” – mówił Kołodziejski w wywiadzie dla WP.pl.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Kołodziejski był – i, niestety dla Wiczkowskiego, wszystko wskazuje na to, że nadal będzie – cierniem w jego oku. Afera z podpisem mogła być szansą na polityczne czystki. Gdyby ostatecznie po przeprowadzeniu postępowania sąd uznał winę – radny straciłby mandat.
Powiatowe subtelności
Sąd uznał, że Kołodziejski „wypełnił jakąś drobną lukę prawną”, ale nie dopuścił się przestępstwa. Sprawa została zamknięta. A dla radnego cała sytuacja bez wątpienia będzie nauczką, aby – jeżeli już coś podpisywać – robić to własnym podpisem.
Co do intencji Wiczkowskiego – odrobinę miejsca można zostawić na to, że stanął w obronie prawa i uczciwości. Tu jednak musicie sobie Państwo odpowiedzieć sami: czy celem była faktycznie obrona prawa? Czy może wyeliminowanie niewygodnego opozycjonisty, który nie boi się mówić głośno, co o władzy myśli? A może starosta po prostu połączył przyjemne z pożytecznym?
„Nie sposób uznać, że swoim zachowaniem Piotr Kołodziejski popełnił czyn o większej niż znikoma szkodliwość społeczna” – orzekł sąd. Formalnie sprawa zamknięta.
W błędzie jest ten, kto uważa, że to koniec… wzajemnych „uprzejmości”. Polowanie trwa nadal – cóż, takie niestety są subtelności owej, powiatowej… rzeczywistości.
Może Cię zainteresować:




